O historii obozu dla dzieci z ulicy Przemysłowej w Łodzi opowiadała w Lewkowie Jolanta Sowińska – Gogacz, edukator z Muzeum Dzieci Polskich Ofiar Totalitaryzmu w Łodzi.
Ponad 3 tysiące dzieci trafiło do obozu koncentracyjnego/obozu pracy przy ul. Przemysłowej w Łodzi. Najwięcej dzieci trafiło z Wielkopolski i Śląska. Każdemu dziecku skrupulatnie naziści zakładali kartotekę, a w niej powód umieszczenia obozie. Do dziś żyje 20 z nich.
– Według założeń do obozu mieli trafiać więźniowie w wieku od dwunastu do szesnastu lat. Praktyka pokazała jednak, że w transportach przywożono również dzieci kilkuletnie, wymagające stałej opieki. Najmłodszymi zajmowały się osadzone w obozie dziewczęta, które dozorowały budynek zwany izolatką lub „domem dla małych dzieci” – podkreślała Jolanta Sowińska – Gogacz. Pokazała również dokumenty dwóch osób, mieszkańców Ostrowa Wielkopolskiego, które trafiły na ul. Przemysłową.
Koncepcja powołania obozu dla polskich dzieci pojawiła się już latem 1941 r., a jej pomysłodawcą był kierownik Krajowego Urzędu ds. Młodzieży (niem. Landesjugendamt) w Katowicach Alvin Brockmann. Projektem zainteresował się główny inspektor niemieckich obozów koncentracyjnych Oswald Pohl, który 28 listopada 1941 r. uzyskał akceptację swojego przełożonego Heinricha Himmlera. Wykorzystano również pozytywną opinię prawnika dr. Hansa von Muthesiusa, który wskazał na „potrzebę izolacji małoletnich Polaków i wychowywania ich poprzez pracę, aby nie demoralizowali niemieckich dzieci”. Wzorowano się na funkcjonującym od 1941 r. obozie dla nieletnich Niemców w Moringen (Mohringen/Solling) w Dolnej Saksonii, gdzie więziono również młodzież z Czechosłowacji oraz Polski.
Pierwszych więźniów w łódzkim obozie zarejestrowano 11 grudnia 1942 r., choć formalnie rozpoczął on działalność już dziesięć dni wcześniej. Jego oficjalna nazwa brzmiała Prewencyjny Obóz Policji Bezpieczeństwa dla Młodzieży Polskiej w Łodzi.
– Obóz przede wszystkim spełniał funkcję „olbrzymiego warsztatu pracy”, dlatego nadrzędnym obowiązkiem osadzonych było wspieranie niemieckiej gospodarki oraz armii. Chłopców najczęściej przydzielano do tzw. iglarni, gdzie prostowali igły tkackie. W „łapciarni” wyplatali słomiane warkocze i zszywali je w nieforemne zimowe buty dla żołnierzy niemieckich walczących w Związku Sowieckim. Dodatkowo z wikliny wykonywali maty, których używano jako podkładów pod koła wojskowych pojazdów, gdy te ugrzęzły w błocie lub zakopały się w śniegu. Chłopcy zszywali również uszkodzone plecaki i chlebaki, jak też reperowali obuwie wojskowe. Natomiast w szwalni szyto elementy umundurowania i obozową odzież roboczą. Zadania te wykonywali zarówno chłopcy, jak i dziewczęta, które dodatkowo cerowały przestrzeliny lub rozdarcia w mundurach. Niektóre z dziewcząt wyrabiały również sztuczne kwiaty z papieru, na drutach wykonywały czapki, rękawice, szaliki oraz szydełkowały i wyszywały obrusy. Od wiosny 1943 r. najsilniejsze z nich wysyłano do majątku rolnego w Dzierżąznej (ok. 160 ha), gdzie pracowały w polu, oporządzały zwierzęta gospodarcze i odławiały ryby ze stawu. Praca była bardzo ciężka, często ponad siły, do pracy kierowane był dzieci od 7 roku życia – dodaje Jolanta Sowińska – Gogacz.
Wykładowi w Lewkowie towarzyszy wystawa, w której zebrano i pokazano listy dzieci z obozu w Łodzi i współczesne listy dzieci z walczącej Ukrainy.